Do Nattaro ...

No więc zaczęło się od tego, że mieliśmy płynąć daleko, daleko ...
Ponieważ jednak wszystko się opóźniło, jacht zanurzył kadłub w wodzie dopiero na początku czerwca. Potem był pierwszy etap "taklowniczy" Waleniaków:) - o którym możecie przeczytać tu (za kilka dni).
Do Warszawy wróciliśmy dzień przed końcem roku szkolnego aby zrobić "klar" z dziećmi i domem. We wtorek czekał na nas prom z Gdańska do Nynashamn. Po 6 latach postanowiliśmy znowu pożeglować w szwedzkich szkierach.
Lekko już "oldskulowy" prom Wawel bezpiecznie i komfortowo dowozi nas na tego portu a z terminala promowego to już tylko kilkaset metrów do Balaeny. Okrętujemy się w składzie: Paweł, Justyna, Zosia (16 lat), Anotnina (8 lat) oraz pies Tofik (1 rok).
Mamy sporo pracy: trzeba powyciągać i posegregować zakupy które przypłynęły jachtem z Polski, posztauować ubrania, sprzęt, wczuć się w jacht i jego urządzenia. W sumie stoimy tu dwie doby. Dodatkowe zakupy, przypominanie sobie miasteczka które odwiedziliśmy 6 lat temu oraz mecz Polska-Portugalia w ramach ME 2016:)
W końcu decyzja: płyniemy na Nattaro, miejsca które jest jednym z największych naturalnych portów w szkierach a które jest zaledwie 6 Mm od Nynashamn. Nattaro to wyspa 5x2km, zalesiona, częściowo skalista jak szkiery ale oferująca także piaszczyste(!) plaże co nie jest oczywiste w Szwecji.
Droga na wyspę zajmuje nam niecałe 2 godziny. Wychodzimy na silniku, ale zaraz za szkierem osłaniającym port stawiamy genuę i powoli idziemy pod wiatr. Wieje 4-5B z SSE, a fala bez przeszkód wchodzi w cieśninę. Dobra pogoda na początek dla przetarcia.
Przez wąską, ciasną i płytką cieśninę wchodzimy do naszej zatoki a właściwie jeziora szkierowego i rzucamy kotwicę. Czynność ta zajmuje nam około godziny ponieważ po drodze przepala się bezpiecznik windy kotwicznej i muszę go wymienić na ten ze steru strumieniowego. Trzeba będzie zrobić zapas w porcie.
Okazuje się, że będziemy tu stać 3 słoneczne dni ...
Nudno? Nieee:) To zresztą zleży kto czego szuka. Można spacerować i biegać po pięknym lesie, gotować zupę ogórkową na żeberkach w ilości dużego 8 litrowego gara, wyspać się w idealnej ciszy ile się chce, doklarować jacht, posiedzieć na piasku, popłynąć z Antonią na ryby, czytać, czytać, pójść do wioski na lody i popatrzeć jak manewruje lokalny prom a wieczorem pooglądać filmy, otworzyć butelkę wina ... W każdym razie te dni jakoś dziwnie szybko zleciały:)